- Out-of-Stock
W szpitalu psychiatrycznym na jednej sali leżało nas pięciu. Młody człowiek uważał, że jest psem i odmawiał zażywania tabletek jeśli pielęgniarka nie zawinęła mu ich w wędlinę. Księdza przywieźli prosto z ambony. Zasadniczo nie miał on nic przeciw Trójcy Świętej, ale twierdził, że nie ma tam Ducha Świętego, a zamiast niego jest Matka Boska; w dodatku próbował upchnąć do tego grona także Jana Pawła II. W szpitalu ewangelizował nadal, tak bojowo, że od czasu do czasu zapinano go w pasy. Sąsiad z łóżka po prawej spał całe dnie, a całe noce głośno targował się z szambiarzem o koszt usługi. Za to sąsiad z lewej milczał jak ryba. A ja wciąż zastanawiałem się co powiedziałyby ryby, gdyby umiały mówić. Stąd ta powieść.
Wojciech Mittelstaedt